Krew bohaterów... Czy wolno mi jej użyć? Co będzie z tymi nieszczęsnymi duszami? Czy wolno mi to z robić aby odzyskać przyjaciela? Co zrobi Reginald jak się dowie? Tyle pytań kołacze w mej głowie. Istny mętlik. Tak czy siak pora odzyskać jego ciało, niech nie gnije w więzieniu.
Zatem ja, Yarpen, Ferick i Yvonne udaliśmy się w przebraniu grabarzy pod twierdze więzienną. Podpłynęliśmy do trudno dostępnych wejść przez kanały... brrr paskudna sprawa. Bramy pilnowało dwoje strażników.
Tylko kobieta chciała z nami rozmawiać. Była niemiła, ale udzieliła nam informacji iż Yenxa pochowano już w Goldshire na tamtejszym cmentarzu. Po malutkim geście wdzięczności z mojej strony udaliśmy się w kierunku który wskazała strażniczka.
Za bramą miasta burz mieliśmy ruszyć konno jednak nadjechał mości Gremor krzycząc iż miasteczko zaatakowały umarlaki! Nie myśląc długo ruszyliśmy w pościg przebierając się wcześniej. Dostęp do cmentarza i tak nie był możliwy kiedy kręciły się tam te śmierdzące pomioty plagi. Na szczęści wszystko poszło gładko, a napastników było tylko dwóch. Taki atak lub dywersja wydały mi się dziwne. Przecież nie mogli wiedzieć po co tu przyszliśmy?
Lekko zaniepokojony poleciłem mym towarzyszom udać się ze mną do lasu i tam ponownie przebrać. Gdy dotarliśmy na cmentarz powstał problem: w którym grobie leży Yenx? Yvonne włamała się już do szopy i ''pożyczyła" łopaty. Ferick na jednej z płyt nagrobkowych dostrzegł czaszki. Bez specjalnego namysłu zachęceni tym dobrym omenem zaczęliśmy kopać.
Po dłuższej chwili Yarpen natknął się na coś. Jednak nie była to trumna a zgniłe ciało częściowo w zbroi, które, o zgrozo, zaczęło się ruszać. Gdy nieumarły wstał był mocno zdezorientowany, ale po chwili zaczął uciekać w stronę Goldshire! Zakląłem siarczyści i tak jak reszta moich kompanów pobiegłem za nim!
Na szczęści przemknęliśmy przez miasteczko tak szybko iż osłupiali i zapewne zmęczeni strażnicy nie podjęli pościgu. Dzięki magii udało mi się unieruchomić truposza. Razem przytrzymaliśmy go, a Yarpen zmiażdżył mu nogi swym młotem. Trup po chwili zmienił się w pył i problem z głowy.
Gdy ponownie wróciliśmy na cmentarz i zakopaliśmy feralny grób trzeba było znaleźć ten odpowiedni. Choć żaden nie różnił się od pozostałych to dwa miały kupki świeżej ziemi. Na chybił trafił wybraliśmy jeden z nich.
Po kilkunastu minutach kopania trafiliśmy na trumnę wielkości dorosłego gnoma! Nadzieja wstąpiła w nasze serca. Gdy już prawie ją wyciągnęliśmy pojawił się kolejny strażnik! Demoniszcze jakby ich dzisiaj mało było! Zaczął nas wypytywać co tu robimy itd. Nie uwierzył w bajeczkę o pomocnikach grabarza... Na szczęście Ferick zakradł się do niego i go ogłuszył. My czym prędzej wyciągnęliśmy trumnę. Yarpen odbił wieko i włożył śmierdzące ciało Yenxa do worka. Ogłuszony strażnik powoli dochodząc do siebie zaczął wzywać pomocy! Ferick chciał go pociąć, ale kategorycznie zabroniłem i na prędce zabandażowałem mu rany żeby się nie wykrwawił. Daliśmy nogę!
W lesie kiedy upewniliśmy się, że nikt nas nie goni otworzyłem portal do Kuźni. Prędko ukryliśmy się w jednej ze skalistych kotlin na drodze do bram miasta krasnoludów. Tam mogłem w spokoju przygotować runy teleportacji, które miały zabrać nas do obozu Kręgu.
Na miejscu od razu rozpoczęliśmy przygotowania do rytuału. Ja jednak miałem wciąż obawy. Ciągłe pytania. Moi towarzysze natomiast byli zdecydowani. Przekonali mnie iż przerwanie cierpienia i niebyt dla dusz to całkiem dobra przyszłość, a Yenx jest naszym przyjacielem i musimy mu pomóc. Wciąż nie pewien czy dobrze robię zdecydowałem się na to! Wytłumaczyłem wszystkim na czym polega ich zadanie. Ustawiliśmy się w odpowiednich miejscach symbolu.
Powoli rozpoczęliśmy rytuał. Czułem jak moc wzbiera w kręgu. Oplata mnie wypełnia, jestem tylko przekaźnikiem. Moc ta spływała w dół i wypełniała martwe ciało mego przyjaciela. Było coraz trudniej nad nią zapanować. Nagle pojawiła się jakaś tajemnicza postać.... Yarpen zaczął z nią rozmawiać. Kiedy my dokańczaliśmy rytuał resztkami sił krasnolud zajmował przybysza rozmową. Okazał się być potokiem Alexstraszy potężnej smoczycy. Przeraziłem się. Groził nam. Powiedział, że inne smoki się o tym dowiedzą o tym co zrobiliśmy. Mówił tak jakby była to niewybaczalna zbrodnia. Wiedziałem, że mamy przechlapane oględnie mówiąc. Wtedy poczułem, że to już ta chwila. Wypowiedziałem słowa zaklęcia, Ferick wlał resztę krwi, a moc uderzyła nas i rozrzuciła na boki. Pojawiły się płomienie, które na szczęście nie były gorące.
Brat mój zemdlał. Ja podniosłem się na nogi i przyglądałem się temu co się dzieje. W płomieniach nie mogłem dostrzec żadnej sylwetki. Zdenerwowany oczekiwałem jakiegoś znaku czegokolwiek co mogło dać nam nadzieje na to, że rytuał się udał, że to nie poszło na marne. Adrenalina sięgała zenitu. Czekaliśmy gdy nagle płomienie zniknęły i pokazał się zielony dym a w nim sylwetka, niewyraźna, ale widoczna. Nadzieja wezbrała we mnie niczym wzburzone morze.
I wtedy poczułem coś okropnego! Padłem na ziemie szamocząc się. W mej głowie rozbrzmiał ryk gniewu i rozpaczy. Tak przerażający tak przejmujący. W każdym atomie mego ciała czułem to. Zacząłem szlochać, a przerażenie wygnało wszelkie poprzednie uczucia. Zrozumiałem. Zabiliśmy duszę smoka. Roztrzęsiony powiedziałem o tym towarzyszom. Nie mogłem się uspokoić. Yenx najwyraźniej dochodził do siebie, ale to co zrobiliśmy. Gniew Alexstraszy... Przeraża mnie to. Yvonne i Yarpen się tak nie przejęli. Nie wiem czy rozumieją... Co teraz będzie? Przed smokiem się nie ukryjemy. Jeżeli zechcą nas ukarać tak będzie. To pradawne istoty, a ja jedną zabiłem... Reginald wydawał się teraz najmniejszym problemem... Co teraz będzie? Rytuał dobiegł końca a zmęczone i wyczerpane ciało Yenxa regenerowało się w kręgu. Ja zrozpaczony i przerażony postanowiłem pójść upić się z Yvonne kiedy Yarpen i Ferick pilnowali przywróceonego do życia...